
Włosy, które sprawiają trudność podczas rozczesywania, to głównie włosy zniszczone. O niejednolitej strukturze, z otwartymi łuskami, elektryzujące się i łatwo tworzące kołtuny. W takiej sytuacji można szybko zadziałać powierzchownie – wcierką, myjadłem i odżywką (w tym wpisie, znajdziecie też składniki dla innych potrzeb). Długofalowo trzeba zadbać o nie też wewnętrznie. A na szybko wbudować w te martwe struktury budulec i wygładzić oraz pozbyć się metali. Do włosów plączących się
Najważniejsze substancje gwarantujące sukces rozczesywania to według najprostszego podziału:
- białka proste/złożone i ich aminokwasy proteiny – znajdziecie je w mleku i jego przetworach, zbożach (jęczmień, owies, kukurydza, żyto), żółtku jaj oraz wytwory naskórka np. włosy (te są powiązane bonusowo z ceramidami). Dla mnie już nie istnieje mydło do włosów bez włosów, których struktury ulegają hydrolizie zasadowej w ługu, właśnie do keratyny,
- polisacharydy humektanty – nie tylko cukry proste typu miód (one bardziej nawilżają niż powlekają) a szczególnie te najbardziej złożone struktury “polimerów”, które działają powlekająco – mamy tu najczęściej polecany kleik z siemienia lnianego, ale też z żywokostu, dziewanny, skrobi ziemniaczanej, czy też glony, inulinę, kwas hialuronowy,
- żywice i woski filmotwórcze – bardzo dobrze spełniają funkcję wygładzania włosa, dodatkowo dociążając go, więc tutaj należy zwrócić uwagę na rodzaj włosa – cienki przy zbyt dużej ilości żywic i wosków stworzy przyklapniętą fryzurę, więc nie będą one dobrą opcją dla włosów cienkich i niezbyt bujnej czupryny, dlatego ważne też jest y określić typ włosa, niezależnie od jego kondycji,
- różne lipidy emolienty – oczywiście najzwyklejsze tłuszcze ale też alkohole tłuszczowe, związki estrowe tu często mamy po prostu emulgatory – ważne żeby wybierać te kationowe. Tutaj mamy do czynienia w większości przypadków z funkcją zmiękczania, czyli emolientami.
Chelatory. Do włosów plączących się.
Nie zwraca się na nie należytej uwagi a to przecież te związki, które pomagają pozbyć się metali (wapń, magnez, żelazo) z wody kranowej, to właśnie one tworzą osad. Działają na zasadzie wiązania w kompleksy jonów metali a takie kompleksy są łatwiejsze do pozbycia się. Oczywiście nie mam na myśli edta, są inne możliwości. Dlatego mydła do włosów robię zawsze z dodatkiem kwasów organicznych. Kwas cytrynowy najbardziej uniwersalny (dobrze radzi sobie z wapniem), mlekowy, jabłkowy (do magnezu), glukonowy (z glukonolaktonu, lubi żelazo). O chelatorach mówi się, że są wymiataczami rodników, na pewno znacie to pojęcie. Koniecznie przeczytajcie podany w źródłach artykuł badawczy o takiej właśnie roli różnych flawonoidów, które ja nazywam związkami młodości to właśnie zdolność chelatacji czyni je antyoksydantami.
Korzyści chelatowania to pozbycie się osadu. Włosy lepiej przyjmują farbę, szczególnie naturalną, kolor jest jaki powinien. Są łatwiejsze w rozczesywaniu i wyraźnie delikatniejsze w dotyku, bardziej miękkie, sypkie, lepiej się układają – nawet bez stylizacji.
Jak to robić? Najprościej na świecie zakwaszoną płukanką po myciu włosów. Ja nakładam na skórę głowy i wmasowuję lekko, u nasady włosów, rzadką papkę z glinki. Zostawiam na kilka minut. Spłukuję dokładnie. Mam oczyszczanie i peeling skóry głowy w jednym. Potem polewam głowę zakwaszoną wodą. Już nie spłukuję drugi raz czystą wodą. Zwykle spotykam się z tym, że taka płukanka jest zbyt kwaśna. To niepotrzebne. Wystarczy łyżka octu własnej roboty (mają stężenie w okolicach 5% kwasu octowego) na pół czy 3/4 szklanki wody. Możecie sobie dla wiedzy, jeden raz zmierzyć pH. Niedobrze jest schodzić poniżej pH6, nie ma potrzeby serwować włosom i skórze głowy dużych wahań. Użyjcie kwasu jaki macie, odpowiednio dobierając proporcje. Ryzykowne jest też kwaśne płukanie włosów po umyciu mydłem. Można uzyskać odwrotny efekt, oblepienia włosów. Mydło to taki detergent, który po zrobieniu, kiedy już jest do użytku, nie lubi kwasów, bo wtedy zamienia się w niezmywalną maź (coś na kształt reakcji strącania). Oczywiście nie zawsze tak jest ale niedokładnie wypłukane mydło może zrobić psikusa. Wiecie, że ja myję włosy głównie mydłem, więc nie robię tego połączonego zabiegu przy każdym myciu, raczej tylko przed nakładaniem henny+indygo, czyli co jakieś trzy tygodnie.
Receptura na szybką w wykonaniu kostkę, do użycia po 2-3 dniach:
30% surfaktant SCI – mycie, pienistość
16% mikronizowany korzeń mydlnicy – kondycjonujące/pienistość
15% mikronizowany korzeń żywokostu – powlekające/kondycjonujące
12% napar z rumianku (jasne włosy) lub szałwii (ciemne włosy) – kondycjonujące
11% mleko kozie w proszku – odbudowujące
4% olej jojoba – powlekający/emolient
4% olej ryżowy – antystatyczny/emolient
2,5-2,7% surfaktant lamesoft – pienistość/emolient/konsystencja-lepkość
2% ekstrakt z rozmarynu – przeciwutleniacz/kondycjonujący
2% olejek eteryczny pomarańczowy 5F – antystatyczny/zapach
1% nalewka z nawłoci na etanolu 20% – pienistość/konserwant
0,3-0,5% kwas mlekowy 80% – chelator/regulator pH

Jeżeli już robię szampon na sci, to jednak od dawna na zimno. Raz tylko jedyny grzałam do rozpuszczenia i to nie ma kompletnie sensu, szczególnie przy używaniu tego surfaktanta w postaci proszku. Wrzucam wszystko do miski i ugniatam, czasem może być potrzeba dolania większej ilości naparu. Jeżeli szampon będzie piaskiem zamiast ciastoliną, po prostu dolewajcie po łyżeczce a nawet po pół łyżeczki naparu aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Lecz w przypadku użycia składnika zapewniającego lepkość nie powinno się tak zdarzyć, bo to właśnie lepkość wiąże składniki i nie powoduje nadmiernego pękania a niewyłącznie sama wilgoć. Lepkość zapewnia też gliceryna/gliceryty ale ze względu na wysoką zawartość powlekaczy i nawilżaczy zrezygnowałam z niej na rzecz lamesoftu. W tej recepturze nie musiałam niczego poprawiać.

Jeszcze jedna ważna sprawa. Nie można używać bez przerwy kosmetyków z dużą przewagą, któregoś składnika. Tego typu odżywki czy szampony są przeznaczone do użytku okresowego, właśnie ratunkowego. Na dłuższą metę trzeba zachować równowagę między składnikami. Szampon jest gotowy do użytku właściwie od razu, jednak lepiej kiedy podeschnie i stwardnieje przez kilka dni. Wtedy wystarczy na dłużej.
A teraz uspokójcie się z tymi recepturami i posłuchajcie 🙂
Nie macie mydlnicy – dodajcie coś saponinowego – nawłoć, kasza jaglana, korzeń mniszka, kasztany, bluszcz, gwiazdnica.
Żywokost to coś polisacharydowego – zamiast niego – płatki owsiane, siemię lniane, skrobia ziemniaczana, kukurydziana, kwas hialuronowy.
Brak mleka koziego, użyjcie mleka krowiego w proszku, jogurtu w proszku albo po prostu jogurtu, zastępując napar z rumianku jego większą ilością.
Nie macie oleju jojoba, zastąpcie go wyciągiem olejowym na jakiejś żywicy, albo częściowo woskiem czy amidem 18. Ja dodałam zamiast części ryżowego, oleju z rokitnika dla barwy.
Zamiast lamesoftu będzie dobry jakikolwiek glukozyd.
Ekstrakt z rozmarynu zastąpcie olejkiem rozmarynowym albo faktycznie innym przeciwutleniaczem – wit. E, A, C.
Nalewka nie jest niezbędna lecz można dodać innego wyciągu etanolowego na zielsku, które lubi Wasza skóra.
Jakikolwiek macie w domu kwas, będzie tak samo dobrym chelatorem jak dodany przeze mnie kwas mlekowy.

Źródło:
Flavonoids and their properties to form chelate complexes
Marzena Symonowicz, Mateusz Kolanek Institute of General Food Chemistry, Łódz University of Technology