
Zmora wielu mydlarzy. Może być widoczny w postaci białego jakby proszku, białych wykwitów albo też większych kryształków. Szczerze mówiąc ja mam do osadu podejście żadne, jeśli powstanie to niech zostanie 😉 Tym bardziej, że przy pierwszym kontakcie z wodą ślad po osadzie znika. Jednak rzecz w tym aby wiedzieć skąd się bierze i jak można mu zapobiec. Osad na mydle.
Soda ash,
czyli osad na gotowym mydle to nic innego jak powstały na powierzchni kostki węglan sodu inaczej soda kalcynowana. Dzieje się tak dlatego, że saponifikacja nie kończy się po przelaniu masy mydlanej do formy. Jeszcze przez jakiś czas są obecne wolne jony sodu (z wodorotlenku sodu). Stąd wysokie pH, które utrzymuje się aż do całkowitego zmydlenia kwasów tłuszczowych. Kto sprawdza ten wie, że nawet przez kilkanaście dni. Te wolne jony sodu reagują z dwutlenkiem węgla z powietrza, tworząc węglan sodu w postaci osadu na powierzchni mydła. Soda kalcynowana to środek czyszczący i to nie taki słaby, więc gdyby miała znajdować się w całym mydle, na dłuższą metę nie byłoby dobrze dla skóry. Tutaj najbardziej jest narażona na powstanie osadu góra/wierzch mydła.
Drugi rodzaj osadów to sole organiczne,
powstałe w wyniku reakcji kwasów organicznych z wolnymi jonami sodu (to te, które gdzieś zawieruszyły w trakcie saponifikacji). To się dzieje poza główną reakcją zmydlania. Skąd te nowe twory? Ano stąd, że każda roślina, także mleko i przetwory – wszystko co organiczne (a więc zawierające węgiel w cząsteczce, z pewnymi wyjątkami ale one mydlarzy nie obchodzą) bez względu na pochodzenie, naturalne czy też syntetyczne – zawiera kwasy. A przecież mydlarze uwielbiają pchać zioła, jogurty, dobro naturalne w mydła. No jakże inaczej 😉 Kwas + zasada = sól, a więc przy każdym dodatku naturalnym jest ryzyko, że powstaną wykwity, nie tylko z wierzchu mydła ale na całej powierzchni kostki. Na pierwszy plan wychodzi tutaj krzemionka, zamieniająca się w mydle głównie w kryształkowe ortokrzemiany (pokrzywa, skrzyp, poziewnik) i siarczany / siarczyny po dosypaniu siarki pierwiastkowej. To jest najtrudniejszy do uniknięcia osad, ponieważ należałoby nie dodawać tych substancji albo dodawać ich minimalne ilości.
Trzeci sprawca osadów to gotowa sól,
zwykła kuchenna, himalajska, morska i tym podobne. Sól czyli chlorek sodu. Może być widoczna już przy kilku procentach MT dodanych dla utwardzenia kostki mydła, czasem nawet pół łyżeczki wystarczy. W tym wypadku jest on widoczny raczej jako kropki lub gwiazdkowate wykwity. A już mydła solankowe czy solne mają ten rodzaj osadu obowiązkowo i na całej swej powierzchni. To czyni je wyjątkowymi.
Jeśli chodzi o usuwanie powstałego już osadu stosujemy kilka trików, mogą one okazać się skuteczne tylko przez jakiś czas, jeśli powstało zbyt dużo osadu, aby dało się go zdjąć całkowicie:
- spryskać alkoholem (każdym, prócz spirytusu salicylowego – bo to jest mieszanina wody, kwasu salicylowego i etanolu) powierzchnię gotowej kostki mydła,
- zanurzyć kostkę mydła na kilka sekund w zimnej wodzie, w misce lub pod strumieniem, róbcie to w rękawiczkach,
- użyć parownicy lub przytrzymać kostkę nad parującym garnkiem
- ściąć brzegi dojrzałego mydła, najbardziej drastyczny sposób.
Zapobieganie osadom na etapie tworzenia mydła, żaden z nich nie jest skuteczny w pojedynkę, trzeba wyważyć recepturę, zastosować kilka sposobów:
- izolacja, czyli zminimalizowanie dostępu powietrza do mydła wylanego w formę – najskuteczniejsze jest użycie folii spożywczej, tej przezroczystej (nie aluminiowej!), nie odkrywamy folii do czasu krojenia ;),
- izolacja dotyczy też okresu leżakowania, oczywiście nie owijamy kostek folią ani nie trzymamy w plastikowym szczelnym pojemniku ale dobrze żeby leżały w zamkniętym kartonie albo drewnianej skrzynce. Tutaj przykładem źle leżakowanego mydła jest moje skrzypowe (to zielonkawe na zdjęciu), leży od roku na wierzchu niczym nie przykryte, więc chcąc nie chcąc w końcu pojawiły się kryształki osadu,
- żelowanie, nie pomoże jeśli receptura zawiera rośliny, owoce, ocet, jednak zminimalizuje ilość osadu, w przeżelowanym mydle pojawia się on głównie tylko na wierzchu,
- metoda HP – chyba nie widziałam kostki robionej na gorąco z osadem,
- pomocna jest też metoda piekarnikowa, bo może indukować żelowanie a jeśli nie, to utrzymuje mydło w cieple przez dłuższy czas, tego osad też nie lubi,
- redukcja wody – im więcej wody tym łatwiej o nalot, staram się nie przekraczać 30%, a 28% wydaje się być idealne,
- wilgotność powietrza, im większa tym więcej osadu – można to zaobserwować sezonowo, przy włączonych kaloryferach zimą nasze gardła i skóra cierpią za to mydła mają mniejszy osad, bo jest suche powietrze, dlatego przechowujmy mydła w pomieszczeniach suchych,
- nie kroimy mydła gdy jest jeszcze ciepłe, wtedy dzieje się jeszcze na tyle dużo, że damy wolnym jonom sodu świetny dostęp do dwutlenku węgla, jeśli takie mydło zaczęło już żelować i pokroimy ciepłe – bardzo dobrze widać koło bez osadu (lub z mniejszym osadem) a brzegi są całe w nalocie,
- im mydło szybciej ostygnie tym jest większe ryzyko osadu, więc dajmy mu spokój po prostu 😉
- kwas cytrynowy od 2% MT, zapobiegnie sodzie ash, niby organiczny kwas a jednak działa, dobrze jest kupować do wyrobu mydeł i kul kąpielowych, bezwodny kwas cytrynowy,
- przetłuszczenie, im niższe tym większa szansa na osad – tłuściochom niezbyt zagraża, ponieważ niezmydlone tłuszcze tworzą lepszą barierę – taką naturalną izolację od powietrza,
- temperatura łączenia, wyższa to mniejsze ryzyko osadu,
- dodatek wosków, żywic – być może wynika to z tego, że takie mydła łączymy w nieco wyższej temperaturze niż pokojowa.











Staram się żeby wszystkie mydła żelowały, jednak czasem to nie następuje a mnie nie chce się ich zmuszać. Takich najbardziej nie lubię. Po drugie wszystkie mydła trzymam w zamkniętym kartonie na szafie. Z resztą bywa różnie, bo jak napisałam wyżej, osad obchodzi mnie w mydle najmniej, bo zmywa się przy pierwszym użyciu.
Jak widzicie czasem wystarczy jeden czynnik aby powstał nalot. Można zastosować izolację mydła HP z bogatym w kwasy organiczne owocem jarzębiny, a potem leżakować kostki na otwartej półce, osad na pewno powstanie choćby minimalny. Czasem nawet nie zastanawiamy się nad ograniczeniem nalotu, zrobimy swirla z mleczanem sodu i wodą 35% a jednak prawidłowe leżakowanie w suchym pomieszczeniu i zamkniętym kartonie najczęściej wystarczy aby uniknąć osadu.
Poniżej wersja potasowa, czyli potash, węglan potasu. Słoik z mydłem potasowym stał na blacie, niezakręcony nakrętką. Już na drugi dzień zaczął pojawiać się osad. Wystarczy zamieszać i znika. Mydła potasowe trzymamy zamknięte szczelnie. To wystarczy aby uniknąć osadu.

Zatem próbujcie i walczcie, jeśli aż tak bardzo osad spędza Wam sen z powiek 🙂
[…] Mydło potasowe też może mieć osad, zobaczcie tutaj. Dzieje się tak wtedy, gdy zostawiamy je w nieprzykrytym pojemniku lub garnku z […]
[…] Zawartość 1% siarki, po tygodniu właściwie niewyczuwalna, 2% czuć, że coś jest na rzeczy, a 3% wiadomo, że to mydło z siarką lecz nadal nie odrzuca a to dopiero tydzień! Po czasie na siarkowych mydłach powstaje osad z siarczanów powstały w wyniku połączenia z wodorotlenkiem, osad bardzo podobny do tego z krzemianów. […]
Czyli, że lepiej zaopatrzyć się w papierki wskaźnikowe i sprawdzać, czy pH jest już bezpieczne?
Lepiej niż co? 🤔
Najbardziej człowiek (ten niedoświadczony 😉 ) obawia się, że to może być żrące ( jakieś pozostałości nierozpuszczonego wodorotlenku czy cóś).
Obawiać się trzeba, bo to znaczy myśleć 🙂